czwartek, 9 grudnia 2010

„Przyjaciel” od zaraz

Zawsze zastanawiam się, jak bardzo stanowisko polityczne wobec naszego nazwijmy to „przyjaciela”, musi łączyć się zdecydowanie z pewną pozą w wierze. Chodzi mi oczywiście o uklęknięcie przed wysokim dygnitarzem, pocałowaniem go w dłoń i gdyby tylko można było – do połysku polakierować buty „przyjaciela”. Po raz kolejny bez żadnego przygotowania, z uśmiechem na twarzy i z przemówieniem powalającym nawet set kilowego słonia – wylatuje olbrzymia delegacja aby sobie porozmawiać.

Poziom przemówień, doskonale poznaliśmy – prezydent Komorowski raczy nas nimi raz na jakiś czas, chyba dobrze. Może ktoś mnie uszczypnie, tak że się obudzę. Raz za razem, wieje nudą i brakiem przygotowania. Jeśli poprzednik prezydenta Komorowskiego był niemedialny, to obecny prezydent bije chyba wszystkich swoim poziomem medialnym. Uśmieszek, dyskusja kilkugodzinna o niczym – krótko, zabieg medialny aby pokazać się, że coś się robi i załatwia.

Co załatwiono po wizycie za oceanem ? Może to kogoś zdziwi, niestety nic. Widziałem przepiękny uścisk dłoni, taki wysunięty z gracją byłego marszałka, a obecnie prezydenta. Były kamery, flesze, fotoreporterzy – zabrakło jak zwykle konkretów. Jestem ciekawy, czy prezydent Komorowski raczył zapytać dlaczego to firmy niemieckie budowały w Iraku całą infrastrukturę, nie Polacy – którzy ginęli za wojnę z dyktaturą. Czy raczył zapytać o wizy. Chyba nie raczył, skoro po spotkaniu wmawiał wszystkim o tym dlaczego nam się one nie należą.

Pytanie krótkie - po co tam pojechano ? Wycieczka, dobry wizerunkowy spektakl, udawanie że się coś robi, reprezentowanie na arenie międzynarodowej ? Pytam. Odpowiedzi nie uzyskam.
Najlepsze Blogi Polityczne